Komentarze: 0
moja wrózba z chińskiego ciasteczka: "Płomień jest symbolem przemijania, rzeka również – zastanów się czego symbolem jest człowiek?" dziwne, ale całkiem trafna
moja wrózba z chińskiego ciasteczka: "Płomień jest symbolem przemijania, rzeka również – zastanów się czego symbolem jest człowiek?" dziwne, ale całkiem trafna
heh, nie wiem nawet co napisać, a zaglądam tutaj. w sumie wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy, ale ogarniające mnie coraz bardziej lenistwo nie pozwala mi na opisanie tego. mama się rozchorowała i nie wiadomo czy wyjazd na narty wypali. w dodatku w poniedziałek mam konsultacje przedmaturalne w Maliną i przydałoby się tam pójść. właściewie to nie przydało, tylko trzeba tam iść, inaczej grozi mi zemsta p. Malinowskiej :) tylko najpierw trzeba napisać wypracowanka z niemca, a potem można się tam wybrać. wypracowań zostało chyba tylko z 10, mam nadzieję, że zdążę, bo jak nie to nie mam co iść do szkoły :/ szczerze, to już nie chce mi się pisać, a potem uczyć tych wszystkich bzdur i nie wiem czy się jeszcze nie rzomyślę. ponoć do połowy, albo i końca marca można zmieniać deklaracje maturalne. nie wiem sama, może jeszcze skorzystam z tej możliwości(?) zobaczymy jak to będzie. póki co nie chce mi się nawet uczyć polskiego , czy matmy, choć maturka próbna tuż tuż. oj przydałoby się wziąść w garść i jak to się mówi" usiąść na dupie" i wyjść z tego marazmu, a może jeszcze coś z tego będzie (?)mam taką przynajmniej nadzieję. mówią że nadzieja matką głupich, tak więc mam duże szanse:):)
kiepsko, kolejny dzień w którym brakuje czasu na wszystko. wczoraj cały dzień łażenia po hurtowniach, a wieczór spędzony na wycenie towaru, dzisiaj od rana wycena, a popołudnie to gotowanie obiadu.brrrr. myślałam, że jak jej nie będzie w domu, to będzie większy luz, a tymczasem jest nieco inaczej niż to sobie wyobrażałam. jeszcze więcej zajęć. no coż, przynajmniej spodnie i śliczną bluzeczkę sobie kupiłam. nie lubie tak się chwalić zakupami, ale te napradę były udane :D teraz nieco z innej beczki: najprawdopodobniej mam wirusa w komputerze. to nie napawa optymizmem, ale dzięki uprzejmości pewnej osoby, może wszystko da się naprawić. zobaczymy jeszcze, może nawet ..
jestem poprostu wykończona. niedość, że bolą mnie chyba wszystkie mięśnie, to jeszcze tyle dziś było do zrobienia. zmywanie naczyń nie należy do moich ulubionych zajęć, a mimo to rano, po przebudzeniu czekał mnie stos brudnych naczyń. najlepsze w tym było to, że nikt nawet nie raczył ich włożyć do zelwu, tylko pozostały na stole w pokoju!!!<wstyd>. po tym jakże pasjonującym zajęciu trzeba było zabrać się za gotowanie obiadku. niestety w mojej kochanej rodzince nigdy nie ma nikogo chętnego do gotowania. wszyscy wolą nie zjeść nic, niż się "napracować" w kuchni. tak więć nie chcąc by popadali z głodu zafundowałam im dziś całkiem przyzwoite jedzonko <nawet 2 dania>:P no, moge być z siebie dumna. buahahahaha. teraz tylko zakończyć zabawę z plackiem, którego to nie wiem po co zachciało mi się piec i wszystko gotowe. no, nie ma to jak poczucie dobrze wykonanej pracy :):)
a jednak. nie dałam się choróbsku i wyprawa się odbyła :D i rzeczywiście było wspaniale, choć jestem cała poobijana. ale warto było nabawić się tych siniaków dla kilku godzin przyjemności, jaką jest jazda na nartach. i wszystko byłoby dobrze, gdybym jeszcze nauczyła się chamować:Dalbo chociaż skręcać :) a tu nic, za każdym razem lądowałam w zaspie. nie pomogło nic, jestem tak pojętną uczennicą, że żadne porady nie dotarły do mnie, tak jakbym na nie była odporna i tyle :) no, ale te kilka siniaków jakoś przeboleję i za tydzień powtóreczka może będzie :):):):)